- Czyżby pan artysta nie znał żadnego z utworów Beethovena? Zawiodłam się- powiedziała dziewczyna, siadając naprzeciw mnie. Niewzruszony przyspieszyłem melodię. Moje ruchy były płynne, chwyty znałem na pamięć, choć zawsze wolałem uczyć się ze słuchu. Zacząłem cicho nucić tekst. Czułem na sobie uważny wzrok wilkołaczycy. Po chwili przerwałem i spojrzałem na dziewczynę. Na jej twarzy zakwitł lekceważący uśmiech.
- Nie najgorzej, muszę przyznać. Ale z tego co pamiętam, wspominałam o Beethovenie. A co to było?
- Kto- poprawiłem, tonem znawcy.- Z pewnością obiło ci się o uszy nazwisko pewnego Niemca. Konkretnie Brahmsa?
- Słyszałam o nim, ale wolę wielkich twórców. Poza tym, to nie ta melodia.
- Ta. Tylko troszkę...zmodyfikowana- odparłem.- Ale skoro tak się uparłaś na tego Beethovena.
I moje palce znów przebiegły po strunach. Tym razem rzeczywiście zagrałem to, co sobie życzyła.
- Adelaide. Myślałam, że wysilisz się bardziej- mruknęła, przeciągając się jak kot. Nie odpowiedziałem. Odłożyłem gitarę na bok i położyłem się na plecach. Wpatrzyłem się w nocne niebo. To miejsce wyglądało pięknie o tej porze. Może dlatego przychodziłem tu tak często.
- Ej, mówię do ciebie- Leilene, pstryknęła mi palcami przed twarzą. Westchnąłem.
- Mogę liczyć, że się znudzisz i sobie pójdziesz?- spytałem, nie patrząc na nią.
- Ach, marzenia. Niestety, nie wszystkie się spełniają- odparła, przesłodzonym głosem.
- No cóż, trudno. A może szanowna pani powie mi, po co chodzi z nożem?
- To raczej nie twoja sprawa- odparowała. Wzruszyłem ramionami.
- Może i nie moja, ale we mnie celowałaś. A ja, w przeciwieństwie do wielu, nie mam nic do twojej rasy.
- Ta, jasne- prychnęła. Ponownie wzruszyłem ramionami i sięgnąłem do kieszeni cienkiej kurtki. Wyciągnąłem dwa batony, jeden rzuciłem w stronę dziewczyny. Ta złapała go, po czym spojrzała na mnie, jakbym rzucił w jej stronę granatem. Przewróciłem oczami.
- Jedz. Co cię nie zabije, to cię wzmocni.
Otworzyłem snickersa i zrobiłem gryza. Leilene nadal patrzyła na mnie nieufnie, ale chwilę potem poszła w moje ślady. Nadal jednak biła od niej wrogość. No cóż, nie mój interes, jaki ma kontakt z ludźmi.
<Leilene?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz