Spojrzałem na Sav oczami wielkimi jak dwa spodki. Przytuliłem ją mocno do piersi i zatopiłem nos w jej włosach. Nawet w ciemności było widać te różowe pasemka.
- Chodź, odprowadzę Cię - powiedziałem cicho. Szliśmy w bardzo niezręcznym milczeniu. Oboje czegoś chcieliśmy, niestety żadne z nas nie mogło tego dostać.
Widziałem jej twarz, tak, znowu zawaliłem sprawę. Nie pozwolę aby kolejne osoby cierpiały przeze mnie.
- Nie jesteś taka jak ona - rzuciłem w końcu. - była czarująca. Ale to ona zmieniła mnie w potwora. Ona sama była potworem. Ja nie wierze w miłość, jest ona przelotnym uczuciem, które tak jak ogień, wypala się. Kochałem raz, skończyło się to tragicznie. Nie chcę Cię skrzywdzić. Nie mam samokontroli, jestem młodym, niedoświadczonym wampirem, który jeszcze nie poznał siebie, swojego ciała i umysłu, nie chcę Cię teraz zostawiać, na prawdę tego nie chcę. - Powiedziałem cicho siadając na ziemi. Oparłem głowę o konar drzewa. Sav usiadła obok mnie.
- To wszystko jest takie popie*rzone - powiedziała opierając głowe o moje ramię.
Obudziło mnie ćwierkanie ptaka. Ch*lera która godzina? 6 rano... Pięknie. Sav spała obok mnie.
- Dobra, wstajemy - powiedziałem szturchając dziewczynę. - Sav... - dodałem z rezygnacją biorąc ją na ręce. Była taka drobna i krucha, niczym lalka z porcelany. Zaniosłem ją do jej mieszkania i położyłem na łóżku.
- Masz zamiar otworzyć oczy? - powiedziałem z uśmiechem.
<Sav c:?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz