Tego dnia było nudno. Niby się cieszyłam, że w końcu jest sobota i brak lekcji, ale co teraz? Ekipa od szkolnej zagadki rozeszła się po rozmowie z dyrektorką Samantą z jednym wnioskiem: facet próbował pozbyć się naszej szkoły, wykorzystując swojego wnuka jako przynętę dla potworów. Ale dlaczego akurat Edłord?
Postanowiłam dać sobie z tym spokój na jakiś czas. Leżałam w smoczym gnieździe z Alabastrem. Uznałam, że to dobre miejsce - zaciszne i mało komu przychodzi na myśl. Słońce przyjemnie grzało i czuć już było w powietrzu jesień. Miło było myśleć, że wraz z jesienią nadchodzą moje urodziny. Siedemnaste urodziny...
Otworzyłam oczy. Tak mi przypadł klimat do gustu, że, o zgrozo, przysnęłam. W gnieździe! Alabaster spał u mego boku i wyglądał nad wyraz uroczo. Wzięłam zwierzaka na ręce i zeszłam do swojego pokoju. Nie budząc go, położyłam w klatce i wyszłam na korytarz.
Obok mnie przemknęły dwie nauczycielki, rozmawiając o czymś między sobą. Wychwyciłam coś o wczorajszym wypadku na lekcji wampirów i że któryś z uczniów... zwariował.
Odwróciłam się i cicho poszłam za kobietami.
- Co? Że niby zaatakował tę biedną kobietę?! - uniosła się jedna.
- Ano, ponoć nie mógł znieść, że będzie musiał powstrzymywać się od krwi - przytaknęła druga.
- Ojoj, biedna panna Wing! Tyle się w życiu nacierpiała, a teraz to! Powinni zamknąć tego... kryminalistę!
- Ech, mało kto rozumie wampiry i ich obsesje. Ale racja, ta kobieta naprawdę wykazuje żelazne nerwy, że chce pracować z wampirami, które nie są takie jak ona.
- Znaczy co?
- Nie wiesz? Ona nie znosi zabijać dla krwi. Że też ona jeszcze jest w tej całej egzystencji...
Zatrzymałam się, pozwalając kobietom odejść.
Nie... Ktoś zrobił krzywdę pani Soni! W dodatku jej pobratymiec, inny wampir! Obsesja? Że niby wiecznie musi coś ugryźć? Prawda, że nie oceniam istot po stereotypach, ale prędzej temu wampirowi wilcze kłaki staną w gardle, niż zdoła wyciągnąć ze mnie krew!
Zacisnęłam pięści, stanęłam w pozycji i zbiłam powietrze przed sobą, pokazując, co zrobię, jak krzywdziciel pani Soni spróbuje mnie dopaść.
Nagle coś wyczułam. Nie tyle zapach, co coś wyczuwalnego szóstym zmysłem wilkołaków - obecność istoty żyjącej w egzystencji. Wiadomo jakiej. Czułam to, od kiedy tu przybyłam, ale nigdy tak mocno. Był bardzo blisko...
Gotowa do ataku, czuwałam. Uczucie zmalało, potem znów się nasiliło. W końcu znikło. Wiadomo-jaka-istota odeszła. Ale czy na pewno? Nagle rozległ się cichy odgłos kroków. Ktoś szedł. Był daleko, ale zbliżał się...
*Jakiś wampir lub inny ktuś?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz