Spojrzałem na dziewczynę, po czym przeniosłem wzrok na wierzchowca. Stał
cały napięty i łypał na mnie okiem niespokojnie. Ale... Miał w sobie to
coś... To coś pociągającego.
- Pojadę z tobą - powiedziałem.
Twarz Alice rozjaśniła się uśmiechem. Sprawnie wskoczyła na grzbiet
wierzchowca i wyciągnęła rękę by pomóc mi wsiąść. Śmiało ją chwyciłem i
ostrożnie położyłem rękę na zadzie konia. Podniósł lekko łeb do góry,
ale to była cała jego reakcja na dotyk. Podciągnąłem się i też byłem na
grzbiecie wierzchowca.
- Trzymaj się - szepnęła Alice.
Dała wierzchowcowi mocną łydkę i galopem wybyliśmy ze stajni. Dziewczyna śmiało skierowała uisce w stronę lasu.
- Znasz te tereny, co nie? - spytała.
- Tak! - odkrzyknąłem, gdyż wiatr spowodowany pędem wierzchowca zagłuszyłby normalny ton.
Cienie drzew się wydłużały przez zachodzące słońce, a Alice nie zwalniała uisce. Zwierzę biegło tak szybko...
To było niesamowite uczucie.
<Alice? Sorry, że tak długo...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz