Podbiegłam do Adonisa łapiąc wodze. Przycisnęłam stalowy pręt do jego brzucha. Koń opadł na 4 nogi.
-Teraz możesz zejść-powiedziałam do Kurke ,który wciąż kurczowo trzymał się bujnej grzywy konia.
Zsiadł z niego ,nadal oszołomiony. Koń wciąż kręci łbem ,ale teraz już
go trzymam. Nie zachowywał się tak od momentu kiedy pierwszy raz się z
nim spotkałam.
-Konie wodne cechują się niezwykłą siłą. Są nieprzedwidywalne. Trochę
się zagapiłam. Miałeś naprawdę dużo szczęścia. - powiedziałam cicho
,wypluwając to wszystko niczym jedno zdanie.
-Okej ,zapamiętam na przyszłość -mówi Kurke ,który wciąż stoi nie wiedząc co zrobić.
Wtedy dociera do mnie co tak naprawdę się wydarzyło. Zamiast strachu
,wstydu ,że nie utrzymałam własnego wierzchowca ,czuję tylko gniew.
- Dlaczego podszedłeś! Mogłeś zginąć! To nie jest zwykły koń! -wybuchłam
Nie odpowiada ,wpatruje się w swoje buty
-Przepraszam -szepczę ,wiem ,że chciał mi pomóc. Może gdybym zgodziła się na jego pomoc ,nic by się nie wydarzyło.
Patrzy na mnie ze zdziwieniem. Przed chwilą go opieprzałam ,a teraz za
coś przepraszam. Mam już tego dość najchętniej poszłabym jeszcze raz na
drzewo. Widzę ,że chce coś odpowiedzieć ,ale ja już wsiadam na konia.
Daję mu łydkę. Widok się rozmazuje ,jedyne co zdążyłam jeszcze zauważyć
to zdziwione zielone oczy.
***
Karmię Adonisa i czekam na kogoś ,kto zajmuje się karmieniem ,aby
powiedzieć co tak naprawdę powinien jeść mój koń. Słyszę lekkie kroki.
Odwracam się. To Kurke. Chyba nie spodziewał się mnie jeszcze tutaj ,bo
zatrzymał się niepewnie na środku stajni...
(Kurke?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz