Patrzę na niego przez chwilę ,nie mogę nic wyczytać z jego miny.
Wzdycham z zakłopotaniem. Lepiej żeby nie przychodził tu sam ,bo wydaje
mi się ,że działa na Adonisa jak morze i mój koń przy pierwszej okazji
odgryzie mu palce.
-Dobra jeśli już musisz to chodź - mówię cicho.
Widzę na jego twarzy niedowierzanie. Łapię mocny stalowy pręt i wchodzę
do boksu mojego konia. Macham mu przed oczami stalowym prętem ,pokazuję
,że nie ma szans ,choć i tak wiem ,że jak dostanie szaleju to nie wyjdę z
boksu żywa ,ćwiczyłam z nim ostatnie 7 lat żeby nie jadł mnie ,tylko
jakieś inne zwierzęta. Mam nadzieję ,że to coś da. Kurke stoi i
przestępuje z nogi na nogę nie do końca wiedząc co ma zrobić. Nie ma co
mu się dziwić. Przyzywam go gestem. On niepewnie wchodzi do boksu. Uisce
spokojnie stoi ,tylko czasem łypie na niego swoim wielkim okiem. Klepię
konia po szyi.
-Śmiało -mówię
Chłopak powoli wyciąga rękę i z niedowierzaniem dotyka lśniącej sierści
konia. Jestem zadowolona. Mój koń na razie nie ma zamiaru go zeżreć!
Nagle do mojej głowy wpada spontaniczna decyzja ,tak spontaniczna i
szalona ,że nie jestem nad nią w stanie zapanować.
-Chcesz się przejechać? -pytam.
-CO?! - patrzy na mnie okrągłymi ze zdumienia oczami.
-Oczywiście razem ze mną ,nie dam ci samemu na niego wsiąść. Możesz
oczywiście odmówić ,zrozumiem. - dodaję pospiesznie. Patrzę na niego
,chciałabym żeby i on pokochał each uisce .
(Kurke? Brak weny? Nigdy! Po prostu wakacje ze słabym netem)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz