- Kuruke może mieć rację - stwierdziłam. - Będę szczera w tym, że nie wiem, co jeszcze moglibyśmy zrobić bez pomocy kogoś trzeciego.
- A co z twoją dumą Sherlocka? - spytał ironicznie Kuruke.
- Wszystko, co mogłam, wydedukowałam. Od tych ludzi otrzymaliśmy nowe wątki, którymi moglibyśmy się kierować. Nasze śledztwo dotarło do etapu przesłuchań.
- A zatem idziemy za tą trójką? - skwitowała Sara.
- Tak. Nie zwlekajmy.
Na moją komendę wszyscy podeszliśmy do następnego okna i wskoczyliśmy na korytarz. Pech chciał, że nie było już śladu po uczniach i wychowawczyniach.
Poszliśmy na błonia i usiedliśmy na ławce.
- Niech to! Uciekli nam! - zaklęłam.
- Cóż, oni mają smoka i pamiętniki - podsumowała Sara - z których wynika, że jakiś koleś swoimi wizjami o potworach wywołał nieufność w dyrektorkach...
- I że do niego należą mikstury i księga - dokończyłam.
- A zatem prędzej czy później będą chcieli znaleźć te rzeczy. - dodał Kuruke. - Pozwolimy im na to?
- Niech nie myślą, że damy im je prosto do rąk! - rzuciłam. - Będą sami szukać, a jak dojdzie między nami do spotkania, damy im tylko wskazówki. Oczywiście jak ładnie poproszą.
- Na pewno takie komplikowanie sprawy jest konieczne? - zwątpiła Sara.
- My się napracowaliśmy, żeby dotrzeć do rzeczy tego wilkołaka. To będzie dobry kompromis - odparłam.
Dyskutowaliśmy tak przez dłuższy czas, nie licząc przerwy w postaci lekcji. Ustalaliśmy wszelkie za i przeciw wskazaniu tym ludziom drogi do mikstur, aż w końcu ponownie trafiliśmy na ich trop. Przez okno zobaczyłam, jak teleportowali się na główny dziedziniec i skierowali się do zamku.
*Sara, Kuruke?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz