Podrapałam się po głowie.
- W takim razie to ja jestem jakaś niedzisiejsza - stwierdziłam. - Ta drzemka była zdecydowanie za długa.
- Spałaś w smoczym gnieździe? - spytała zaskoczona.
- Skąd wiesz?
Na te słowa Rosallie zdjęła kępkę rudego futra z klapki mojej kurtki i podstawiła pod nos.
- Dziwne miejsce na sen - uznała.
- Ta...
Czarownica zerknęła na zegarek.
- Ojej! Muszę już iść, bo się spóźnię! - wykrzyknęła i pobiegła.
- Ej, ale na co się spóźnisz?! Rose! - krzyknęłam za nią, ale mnie nie posłuchała.
Wkrótce echo jej kroków ucichło.
Usłyszałam ryk silnika. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, jak Rose wsiada do samochodu i odjeżdża.
Westchnęłam. Nie wiedziałam, dokąd jedzie Rosallie, ale pewnie tu wróci. Prędzej czy później.
Nagle stało się coś, co na nowo mnie zdenerwowało. Obecność wampira znów
była wyczuwalna; osłabła, nasiliła się, zanikła i znów się nasiliła. No
i zanikła ponownie. Odetchnęłam i miałam zamiar odejść, ale nagle
egzystencja stała się wyczuwalna tak mocno, że złapałam się za głowę. Ni
stąd ni zowąd nastała normalność.
- Koleś! - wycedziłam. - Zachciało ci się pobawić kosztem samotnego
wilkołaka?! To może wyjdziesz mi naprzeciw, żebym mogła uczciwie skopać
ci tyłek, co?!
W odpowiedzi w moich uszach rozległ się gwizd, a głowa rozbolała, jakby
trafiona młotem. Zawyłam. Ktoś ewidentnie robił mi to specjalnie. Tylko
kto? Dlaczego...?
Skuliłam się na podłodze, czekając. Na ratunek? Na ukazanie się prześladowcy? Sama nie wiedziałam.
*Rosalie nie ma, więc może ktoś?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz