Dzień niby ładny, jednak ja nie miałem ochoty wyjść dziś na zewnątrz. Więc siedziałem w akademiku.
Siedzenie na krześle i nic nie robienie w końcu mi się znudziło i postanowiłem wyjść na korytarz. Rozciągnąłem kończyny by pobudzić krew do krążenia i wyjrzałem na zewnątrz. Nikogo nie zauważyłem, więc wyszedłem i zamknąłem drzwi.
Nagle usłyszałem wołanie. Niestety byłem daleko mi nie zrozumiałem do końca wypowiadanych słów. Jedyne co zrozumiałem to trzy słowa „Ej...!”, „Spóźnisz...!”, „Rose!”.
Czyli zapewne coś się stało Rose - przemknęło mi przez głowę. Pobiegłem korytarzami w stronę źródła wołania.
Koleś! Zachciało ci się pobawić kosztem samotnego
wilkołaka?! To może wyjdziesz mi naprzeciw, żebym mogła uczciwie skopać
ci tyłek, co?! - doszoło do mych uszu kolejne wołanie. Teraz spostrzegłem, że to był głos dziewczyny. Głos dziwnie znajomy...
Pobiegłem przed siebie do końca korytarza i skręciłem w prawo. Mym oczom ukazała się Flora, która leżała skulona na podłodze trzymając się rękami głowy. Zawodziła.
Szybko podbiegłem do dziewczyny.
- Flora, co się dzieje?!
Brak odpowiedzi. Złapałem ją za ramiona i potrząsnąłem. Zawodzenie na chwilę się podgłośniło, po czym znów opadło.
- Flora! - krzyknąłem jej prosto do ucha. Przestała zawodzić i spojrzała na mnie.
- Kuruke? - zdziwiła się. - Co ty tu robisz?
<Flo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz