Od Flory-CD Dzień drugi
niedziela, 22 czerwca 2014
- Doprawdy? Może nowe środowisko zmieniło nas oboje?- stwierdziłam.- W każdym razie to wszystko mnie fascynuje i przeraża na raz. Pewnie jeden sojusznik mi się przyda w tym dziwnym świecie.
Wyszliśmy z jadalni. Powiedziałam Kuro, żeby poczekał na mnie na dworze, a ja pobiegłam do pokoju. Wyjęłam z klatki Alabastra.
- Jak już mamy porę zwierzeń, to może coś z niego wyciągniemy, co mały?- spytałam fretkę.
Wychyliłam się przez okno. Dach lekko chylił się ku ziemi, ale był zakończony czymś w rodzaju barierki. Weszłam tam, przeszłam po dachu i po chwili się zatrzymałam. Pomachałam do Kuruke i zaczęłam ostrożnie schodzić po ścianie bluszczu. Nagle pnącze uciekło mi z rąk i spadłam na ziemię, jednak nic mi się nie stało, bo to były ledwie dwa metry wysokości.
- Skoro znamy się już nieco lepiej, to może opowiesz mi, jak...
- Zostałem wilkołakiem? Nie sądzę, by tak poufne sprawy można było zdradzać komuś w drugim dniu znajomości.- Chłopak odwrócił wzrok.
Posłusznie odeszłam od niego i wbiłam wzrok w bruk.
- Nie to nie- rzekłam.- Ale za to ja opowiem ci pewną historię.
Zaczęłam kręcić się po dziedzińcu, uważnie obserwując kostki.
- W dobrym domu wychowywała się pewna dziewczynka. Kiedyś przygarnęła psa. Bardzo go polubiła i zawsze się z nim bawiła. W końcu podrosła, a ojciec postanowił ją wydać synowi bogatego polityka. Dziewczyna jednak nie darzyła wybranka uczuciem i pewnego dnia udała się na wrzosowiska, by pobyć w samotności. Tam dogonił ją jej pupil i w świetle księżyca, na jej oczach przemienił się w chłopaka. Niespodziewanie ona go pokochała. Dziewczyna zaczęła spotykać się z nowym ukochanym, zupełnie nie przejmując się jego innością. Pewnej nocy wielki pożar strawił jej rodzinną posiadłość...- Dokładnie analizowałam interesujące ślady na bruku i mówiłam już bardziej do siebie niż do słuchacza.- Tak... Matka i siostry przeżyły... Bo tylko on miał zginąć... Wszystko było ukartowane.
Zadrżałam na dźwięk słów Kuro:
- To byli twoi rodzice?
- Rodzina dziewczyny zgodziła się na to, by zostali razem. Potem para wzięła ślub i wyjechali. Niespodziewanie ona zachorowała. Śmiertelnie. Na łożu śmierci pozwoliła się ugryźć mężowi... Wreszcie udaje im się stworzyć szczęśliwą rodzinę; rodzą się dwie córeczki i synek- najmłodszy. Jednak cóż może oznaczać późniejszy fakt, że nastoletnią Florę zaatakował wielki pies?
Pogładziłam długą bruzdę palcami. Zaciskając pięść, dodałam jeszcze:
- To było ukartowane...
*Kuruke? Brrr, powiało grozą...*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz