Prychnęłam w odpowiedzi.
- A więc, skoro już wiem, co to słowo znaczy, jak na razie uprzejmie
proszę, abyś mnie tak nie nazywał, bo jak mnie wkur.wisz to popamiętasz.
- powiedziałam ze wzrokiem, który gdyby mógł, zabijałby na prawo i
lewo.
- No, no no... - cmoknął z zadowoleniem. - Wyrafinowane słownictwo, J u l
i o. - podkreślił ostatnie słowo na znak, że na imieniu się nie
skończy.
Chol.era
- Och, dziękuję ci bardzo. - dygnęłam jak jakaś panna ze średniowiecza. - A tak poza tym, pozwoli mi pan poznać swoje imię?
- Zwę się Thomas, milady. - dalej odgrywając tą banalną scenkę ukłonił
się nisko i spojrzał na mnie z uśmiechem. - Dobra, mam tego dość. Może
przejdziesz się ze mną na mały spacerek? - zaproponował nadstawiając
ramię. - ogarnęło mnie zmieszanie i przerażenie. Nie miałam ochoty na
takie bzdety jak spacerek ale... kurde przecież on nie może mnie
dotknąć, nie? Jak ja mu to powiem? ,,Aha Thomas, jeszcze jedno. Poza
tym, że jestem wilkołakiem, jak ty zresztą to mój dotyk zabiją. Nie wiem
dlaczego. Tak po prostu jak byłam młodsza to zabiłam małego chłopczyka,
trafiłam do psychiatryka i z niego uciekłam. No więc, wara ode mnie,
masz mnie nie dotykać. To co, idziemy?''
Żałosne.
Tak jak ja.
- Nie dziękuję ja...
- dam ci minutę na zastanowienie się. Albo pójdziesz ze mną dobrowolnie,
albo cię zaniosę. Jak wolisz. - wzruszył ramionami, jakby to nic nie
znaczyło. I dla niego pewnie nie znaczy.
Dla mnie wręcz przeciwnie.
- Thomas, proszę...
- A więc mała przejażdżka. - zatarł dłonie i w sekundę straciłam grunt pod nogami.
Nie.
Nie, nie, nie, nie, nie,
N I E.
Nie minęła minuta, a chłopak wypuścił mnie z objęć a sam upadł na ziemię zwijając się w konwulsjach.
- Boże, Thomas... - doskoczyłam do niego, lecz niemal natychmiastowo
ponownie się cofnęłam. Jeszcze zrobię mu większą krzywdę. Nie wiedząc co
mam zrobić zaczęłam krążyć w tą i z powrotem.
Jezu, nie. Proszę, nie. Dopiero co go poznałam, a już go tracę.
,,Błagam, niech wyjdzie z tego cało'' modliłam się w duchu.
Po kilku chwilach, które dłużyły się niemiłosiernie Thomas się poruszył.
Nie jestem pewna, czy to było przywidzenie, czy on na prawdę ż y j e.
-Thomas? - szepnęłam z nadzieją. Chłopak przekręcił się na plecy i spojrzał na mnie przerażony.
- Co to, do chol.ery było ?! - nie wiem co było silniejsze. Radość, że
on jednak żyje, czy ból, z powodu tego strachu w jego oczach.
- Ja... - podjęłam próbę, lecz głos uwiązł mi w gardle. - Ja... - w końcu nie wytrzymałam i
uciekłam.
Znowu. Nie wiem co jest gorsze. To, że posiadam ten pieprzony dar czy to, że nie umiem nad nim zapanować.
Biegłam przed siebie, aż moje płuca się zacisnęły odmawiając przyjęcia
tlenu. Przystanęłam i oparłam ręce na udach, łapczywie łapiąc powietrze.
- Julio? - usłyszałam jego głos za sobą. Odwróciłam się gwałtownie, a gdy go ujrzałam zaczęłam się powoli cofać.
- Proszę... nie podchodź, bo zrobię ci coś gorszego. - szepnęłam i odwróciłam wzrok.
<<Thomas? ;D Sorki, że tak długo, ale wiesz koniec roku, wakacje i ten teges xd>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz