Trafiłam do tej szkoły przez kompletny przypadek. Chwila zadecydowała o
tym, aby się nagle wyprowadzić i zamieszkać w akademiku. Ciotka
zadecydowała o tym, że moje moce szamańskie trzeba pogłębiać - dlatego
właśnie uczę się tutaj, szkoły dla cudaków, szkoły dla nadprzyrodzonych.
Zabrałam spakowaną już wcześniej przez ciocię walizkę z domu i wyszłam z
niego bez słowa, lecz ciotka zatrzymała mnie przy drzwiach.
- Nie pożegnasz się ze mną, Hina? - zapytała.
Odwróciłam się i przybrałam sztuczny uśmieszek. Ukłoniłam się słodko jak mała dziewczynka.
- Do zobaczenia, ciociu!
- Nie musisz udawać miłej dziewczynki. Przecież ja wiem doskonale, jaka
jesteś na co dzień, Hino. Jesteś zupełnie taka sama jak ja w twoim
wieku... Każdemu szamanowi w życiu jest ciężko. Dlatego, Reita,
zaopiekujesz się nią, prawda? - zwróciła się do mojego ducha stróża jak
do starego przyjaciela.
Reita wyłonił się z mojego magicznego amuletu, który potrafił przybrać każdą postać (nawet miecza).
- Tak jest, ciociu Hiny - wypowiedział, kłaniając się nisko.
Starsza już kobieta odprawiła nas do bramy, przy której czekał
specjalnie wynajęty przez nią bus. Pozostawiłam dużą walizkę w bagażniku
samochodu i wsiadłam do środka pojazdu, zajmując miejsce z tyłu, z dala
od kierowcy.
- Reita, przypomnij mi, dlaczego akurat ciebie wybrała na ducha stróża... - wypowiedziałam do niego.
Reita siedział tuż przy mnie, ale tylko ja mogłam go zobaczyć. Kierowca
patrzał na mnie dziwnie przez lusterko, które miało wgląd na wszystkie
osoby znajdujące się w busie.
- Stwierdziłaś, że wyglądam obiecująco - odpowiedział. - Nawiedzałem
starą kręgielnie, ale ty przyszłaś i mnie stamtąd zabrałaś.
- A, no fakt - odrzekłam. - Ale przynajmniej twoje życie jest teraz
ciekawsze, nieprawdaż? - Spojrzałam w okno, z którego i tak widziałam
odbicie Reity.
On kiwnął głową i zniknął mi z oczu, powracając do wisiorka na mojej szyi, w którym uwielbiał spać.
Po pół godzinach bus zatrzymał się, a kierowca oznajmił mi, że mogę już
wyjść. Sam wyszedł szybciej i zabrał mój bagaż. Jednak gdy wyszłam stał
nie tylko z moją czerwoną walizką, ale miał w rękach także małą
paczuszkę ładnie owiniętą w ozdobny papier.
- To prezent od twojej cioci - powiedział.
Przyjęłam go, wcale nie udając milutkiej. Byłam sobą, jak powiedziała
ciotka. Zabrałam swój bagaż i bez słowa udałam się przed siebie.
Otworzyłam wielką bramę i weszłam.
Dookoła roztaczał się malowniczy pejzaż. Duże ogrody wyglądały jak z
najwyśmienitszych obrazów najlepszych artystów, ale jednak mnie to nie
poruszało za bardzo. To nie był mój styl.
- Wygląda epicko! - powiedział Reita, podchodząc do kwiatów i wąchając je, jednak on nie mógł już nic czuć.
- Weź przestań. Przecież i tak jesteś już martwy - wycedziłam.
Złapał się za miejsce, gdzie kiedyś znajdowało się jego serce.
- To boli, wiesz? - wypowiedział dramatycznym głosem.
- Nie czujesz bólu - rzuciłam.
Reita załamał się, zrobił smutną minę i obraził się na mnie.
Otworzyłam drzwi wejściowe do akademika dziewcząt. Natychmiast udałam
się do miejsca, gdzie powinien być mój pokój. Otworzyłam go i ujrzałam
ładny, gustowny i schludny pokój.
- Za prosto jak dla mnie - powiedziałam, przejeżdżając palcem po
parapecie szukając choćby jakiegoś ziarenka kurzu. Nic. Czysto aż się
błyszczy.
Nie wytrzymałam w tym pokoju. Pozostawiłam swoje rzeczy i udałam się na
spacer. Reita przestał się na mnie obrażać i poszedł ze mną.
- Nie masz co robić? - zapytałam ducha.
- No widzisz... jestem twoim duchem stróżem i muszę być tam, gdzie ty...
- No racja...
Usiadłam na ławce i poprawiłam bransoletki na mojej ręce. Siedziałam tak przez chwilę, aż słońce zasłoniła mi jakaś postać.
- Przepraszam... ale zasłaniasz mi słońce! - wykrzyczałam i wstałam z
ławki i podeszłam do tej osoby bliżej. - Kim jesteś? - zapytałam,
badając daną osobę.
<Ktoś dokończy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz