Dziś doszedł nowy uczeń. Jest wilkołakiem, co widać między innymi po jego
owłosieniu. Ma na imię Edłord. Jest bardzo dziwny. Przylepił się nawet
do Sami... Podobno ma jakieś wizje, w których widzi potwory i swojego
dziadka. Dziadek każe mu rysować jakieś dziwne obrazki i robić
mikstury, które tylko William i Samanta rozpoznają. Mam tylko nadzieję, że
te wizje nie są prawdą...
Edłord... Nowy wilkołak... Wizje, mikstury... Samanta i William... Dyrektorki... Szkoła... Smok... Strażnik... Zero... Edłord... Smok... Mikstury... Dyrektorki... Harmonijka... Zero... Potwory... Dziadek...
Te myśli latały mi po głowie jak opętane.
Jęknąłem łapiąc się za głowę.
- Pewnego dnia doszedł nowy wilkołak - Edłord - zacząłem porządkować myśli na głos. - On miał wizje. W wizjach widział dziadka. Tworzył rysunki, które rozpoznawała wychowawczyni czarodziejów z bratem. I zaczęły się ataki potworów. O co, kurde, tu chodzi?!
Westchnąłem.
- Te potwory czegoś chyba szukały...
- A ten Edłord jest podejrzany - powiedziała Natasha patrząc na dziennik. - Nie podoba mi się.
- I tak nic z tym nie zrobisz, Nat - stwierdziłem.
- A ten Zero? - ciągnęła Natasha przeglądając dalsze notatki. - O tu jest o nim coś napisane... „Sonia i Zero stali się sobie bliscy... Sonia mówi, że to pierwsza osoba, która zaakceptowała jej inność. Pierwsza spośród wampirów jak mniemam, bo ja, Sami i Tetto bardzo ją polubiłyśmy. Ciekawe jakie to...”
- Nie czytaj na głos takich rzeczy! - upomniałem ducha zamykając notatnik. - To prywatne sprawy.
Jaką inność? - przemknęło mi w myślach.
- Odezwał się dociekliwy tajemnicy - powiedziała obrażona Nat.
Odchyliłem głowę do tyłu.
- Kim byl ten Zero? - spytałem jakby sam siebie. - Wiemy, że Edłord był wilkołakiem... Ale Zero? Był kochankiem pani Soni (chyba), ale nie jest powiedziane, że był wampirem.
- Nie wiemy nawet jak ma na nazwisko - usłyszałem nagle obok siebie głos. Spojrzałem w tamtą stronę. Obok mnie siedziała Rosallie.
- Nie powiem przestraszyłaś mnie. Długo tu siedzisz?
- Nie. Ale ty tak, jak mniemam.
- Próbuję to wszystko rozgryźć - wskazałem zeszyt.
- A kotś już to próbował, czyż nie?
Spojrzałem na Rose.
- Niejacy najmłodsi szamani - ciągnęła czarodziejka. - Monica i Edward. Nie uważałeś na rozmowie z dyrektorkami?
<Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz