Marco świdrował mnie oczami.
-To znasz ją ?- spytał zniecierpliwiony.
-Nie ale spójrz na jej rękę. - ukucnęłam przy nim i wzięłam dziewczynę za ramię. Miała na nim tatuaż w kształcie czterolistnej oniczyny. - Kojarzę ten znak.
-Później możemy pójść do biblioteki i sprawdzić a teraz proponuję zaniesć ją do pielęgniarki...
-Marco ten znak. On nie oznacza nic dobrego.
-A co oznacza?
-Kiedyś osoby, które miały postrade myśli trafiały do psychiatryka. W jednym z nich tatuowano czterolistne koniczyny. Był to rodzaj terapii. Osoby naznaczone miały czuć przynależność do grupy.
-Czyli ona uciekła z psychiatryka?
-To nie mozliwe - westchnęłam - Psychiatryk spłonął dwa lata temu. Wszyscy zginęli.
-To jak wytłumaczysz to że ona tu jest?
-Może to czysty przypadek.
-I ty naprawdę w to wierzysz? - prychnął i wziął dziewczynę.
Poszliśmy do pielęgniarki. Widząc zakrwawioną dziewczyne tylko pisnęła i kazała Marco położyć ja na łóżku szpitalnym poczym nas wyprosiła. Mimo to wiedziała ze i tak później tu wrócimy. Narazie mieliśmy czas dla siebie. Spojrzałam na swoje dłonie a później na Marco. Byliśmy cali w krwi.
-Proponuję się umyć i za pół godziny w tym miejscu - uśmiechnęłam się lekko
-Jasne - powiedział i ruszył w swoim kierunku...
<Marco ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz