-Dobra - odpowiada i patrzy na mnie lekko zdziwiony. Unosi brew ,oczekując jakiegoś wyjaśnienia.
-To each-uisce czyli koń wodny ,odżywiający się mięsem zazwyczaj ludzkim. Wielu uważa je za postacie mitologiczne ,jednak jak widać one istnieją. Jestem żywym dowodem na to ,że da się poznać te stworzenia.
Nic nie odpowiada. Patrzy tylko w dół na Adonisa ,który obnaża swoje zęby ,gotowy rozszarpać pierwsze stworzenie jakie pojawi się na ziemi.
-Czyli... Chcesz zejść.-mówię w zamyśleniu
-No tak ,byłoby fajnie.
Schodzę z drzewa. Adonis wciąż jest niespokojny ,ajkby gdzieś w pobliżu wyczuwał swoją ojczyznę -morze. Podchodzę do niego ,łapię jego bujną niczym fale grzywę ,dotykam czołem drżącej łopatki.
-Ciii ,ciii -szepczę uspokajająco i monotonnie niczym ocean. Głaszczę szyję konia. Adonis w końcu spokojnie stoi.Patrzę mu w oczy i z zadowoleniem stwierdzam ,że zniknęła z nich żądza mordu. Łapię łańcuch i trzymam go niedaleko ciała konia. Sama moja obecność powinna trzymać w ryzach mojego uisce ,ale wolę nie ryzykować.
-Możesz zejść -mówię do oczekującego na drzewie Kurke.
Schodzi sprawnie, jakby robił to przez całe życie i odsuwa się na bezpieczną (według niego) odległość. Wiem ,że eich-uisce są wyjątkowo szybkie i żadna odległość nie obroni przed oszalałym koniem ,ale jeśli czuje się tak bezpieczniej...
Zakładam Adonisowi ogłowie i odpinam łańcuch. W lesie panuje cisza , jakby nigdy nas tutaj nie było. Biorę kawałki mięsa sarny i zawijam je w skórzane tobołki ,które zawsze noszę przy pasku od spodni ,uisce w końcu musi coś jeść. Może to i obrzydliwe ,ale nie dla mnie. Mogę ruszać.Muszę tylko znaleźć jakieś dogodne miejsce do wsiadania ,może jakąś kłodę ,albo pień... Kiedy jednak podnoszę wzrok Kurke nadal tam stoi.
-Możesz iść -szepczę nie chcąc mącić leśnej ciszy ,którą tak uwielbiam.
Kontynuuje Kurke (spoko ,pomoc nie będzie konieczna)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz