Na dźwięk mojego imienia dziewczyna zmarszczyła lekko brwi.
- Co cię tak dziwi, intruzie? - pytam po raz drugi powtarzając „intruzie”.
- Nie jestem intruzem - powiedziała pospiesznie dziewczyna. - Jestem uczniem w tej szkole. Może nowym... Ale uczniem.
- Uczennicą - poprawiłem ją.
Podszedłem sprawnie przechodząc z gałęzi na gałąź. Dziewczyna mimo woli
poruszyła niespokojnie ręką. Wyczułem, że tak jak ja jest wilkołakiem.
- A ty się przedstawisz? - spytałem. - Sądzę, że nie chcesz być nazywana intruzem.
Dziewczyna chwilę milczała mierząc mnie trochę zezłoszczonym spojrzeniem, po czym powiedziała:
- Jestem Alice.
Usłyszałem nagle trzepot skrzydeł, a na ramieniu usiadł mi Shiro.
- Co tam mały? - powiedziałem cicho do sowy. Ptak, jak to ptak, nie odpowiedział, a po chwili i tak zerwał się do lotu.
- Długo tu siedzisz - stwierdziłem spoglądając na dziewczynę. Już nabrała pewności siebie.
- Ty zapewne też - powiedziała.
- Dłużej od ciebie - stwierdziłem spoglądając w dół. - Chciałem zejść,
jednak zauważyłem jak twój wierzchowiec zabija łanię. Nie chciałem
podzielić jej losu, więc spokojnie czekałem. Spodziewam się, iż to nie
zwyczajny koń.
<Alice? Wenie nie chce się pomagać ;_;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz