Łażę w kółko po lesie. Nawoływanie nic nie da więc milczę. Wiem ,że w
życiu nie znajdę mojego demona bez krwi. Łapię dość łatwo zaostrzony
patyk. Po chwili wahania rozcinam wewnętrzną część ramienia. Kurde ten
patyk naprawdę był ostrzy ,wbił się głębiej niż sądziłam. Posykując idę
przez las. W końcu słyszę nierównomierny trzask gałęzi. To mój koń. A
raczej to czym teraz jest. Łapię jego grzywę. Całe ciało uisce drży ,ale
widać ,że jest już spokojniejszy zanim wyjdziemy z lasu będzie w miarę
normalny.
***
Wychodzę z lasu przeklinając co chwila na głupie pająki ,które uplotły
sieci dokładnie na mojej drodze. Rana na ramieniu boli mnie przy każdym
ruchu jak cholera.Kelpie wydaje się już być spokojny ,ale patrzy na mnie
i przysięgłabym, że w jego oczach widzę cień rozbawienia.
-Nie jesteś lepszy -burczę pod nosem i podnoszę wzrok.
Przede mną rozgrywa się dość dziwaczna scena. Wszystkie dyrektorki stoją
z pobladłymi twarzami przed śmiejącym się mężczyzną w jakimś fraku. A
nie to płaszcz. Śmieję się niemal tak głośno jak on. Wszystkie głowy
odwracają się w moją stronę. Czasem żałuję ,że nie jestem jakimś
wampirem czy kimś żeby się ulotnić.
Kurke? (tak bardzo akcja...XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz