Wspaniałe odkrycie sprawiło, że nie specjalnie przejęłam się odniesionymi ranami. Jednak Kuruke nalegał, żebym poszła z tym na oddział szpitalny.
- Przecież to tylko draśnięcie!- Wskazałam na czoło.- Nie muszę zaraz do szpitala iść! Poza tym mamy wiele do zrobienia.- Machnęłam mu futrem przed nosem.
- Sądzę, że wystarczy ci na dziś zagadek. Zobacz, dzień się kończy! I tak musielibyśmy iść na kolację!
Tak sobie gadaliśmy, aż w końcu niechętnie dałam się zaprowadzić na oddział szpitalny.
Tam pielęgniarka wysłuchała przyczyny naszego przybycia, obejrzała mnie i stwierdziła:
- Ha! Nie widać, żeś spadła z dachu. Tej rany nie trzeba nawet szyć! Wystarczy odkażenie i gaza.
Kobieta odeszła i wróciła potem z potrzebnym sprzętem. Rana w kontakcie z dziwną maścią zapiekła boleśnie. Gdy głowę miałam już zabandażowaną, pielęgniarka dodała na pocieszenie:
- Moja poprzedniczka napotykała w tej szkole gorsze przypadki zranień. Miała na przykład na oddziale taką dziewuszkę, co to ją strzyga zmasakrowała!
- Umarła?- zaciekawił się Kuruke.- Ta dziewczyna?
- Nie, słyszałam, że nieźle jej twarz ta bestia pocharatała, ale to dzielna dziewczyna była, nie dała się!
Coś mnie tknęło.
- Zostały jej po tym blizny?- spytałam.
- Ojej, nie widziałam tej dziewczyny na własne oczy, ale jak znam życie to pewnie blizny zostały. Och, biedna dziewuszka! Tak zostać oszpeconym!
Głęboko zamyśliłam się nad słowami kobiety. Myślałam nad nimi przy kolacji, a także w drodze do pokoju i gdy kładłam się spać. Pewnie Alabaster już spał, ale ja jeszcze nie...
Gdy poznałam Hannah MacKerr, ukrywała ona twarz pod dużymi czarnymi okularami i dodatkowo w cieniu kapelusza o szerokim rondzie. Owy kapelusz zdjęła i odganiała nim psa, a potem założyła go z powrotem. Mimo takich działań, zdołałam dojrzeć to, co starała się ukryć- blizny. Jakby po ranach... Zadanych pazurami na szeroko rozstawionych palcach...
*Koniec dnia pierwszego :P*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz