Schowaliśmy się za żelazną damą. Mnie aż przeszły ciarki. Wiem, że to morderca, ale... Nie powinniśmy mu przedłużać cierpień - tak przynajmniej uważam. To też człowiek.
Poczułem na ramieniu czyiś dotyk. Obróciłem powoli głowę. Stał tam duch małej dziewczynki. Nie była to Natasha. Uśmiechała się złowieszczo. Zauważyłem w jej ręce nóż...
- Uwaga! - krzyknąłem. Odepchnąłem dziewczyny do przodu. Poczułem jak coś wbija mi się w ramię. Wybiegłem z kryjówki.
- Co się dzieje Len? - pyta Rosallie. - Nie strasz nas tak.
- Chyba niektóre duchy nie chcą współpracować - odparłem wskazując na dziewczynkę. Istotnie był to duch. Znów uniosła rękę z nożem. Był zakrwawiony, ale gdy spojrzałem na ramię nie było na nim rany.
- Ten nóż zadaje ból, ale nie rani - powiedziałem.
- Spytaj jej się, czy nie chce pomścić swej śmierci.
- Wolę by inni cierpieli tak jak ja cierpiałam. - usłyszeliśmy okropny głos.
<Ros? Cass?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz