Alice pobiegła. Ulżyło mi - przynajmniej ona będzie bezpieczna.
Poczułem nagle okropną woń - dymu.
Nie ma dymu bez ognia - przemknęło mi przez myśl. Odwróciłem się - widzę jeszcze małe, ale rosnące żółte, gorące języki.
Ogień!
Ratuj się!
Nie ma gdzie.
Zacząłem kaszleć. Oczywista reakcja żywych istot na woń dymu. Kucnąłem -
dzięki temu miałem szansę dłużej pożyć... A może nawet przeżyć?
Dach znów zatrzeszczał - tym razem głośniej. Ogień zaczął się
powiększać; huczeć i trzaskać. Stajnia była najlepszym miejscem dla
ognia - nie dość, ze głównie z lakierowanego drewna to jeszcze pełna
słomy i siana.
- Kuruke! - usłyszałem nagle. Od razu wiedziałem kto mnie woła.
Wyprostowałem się i zobaczyłem osobę, która kręci się w dymie.
Podszedłem do niej i chwyciłem ją za rękę. Moje przypuszczenia okazały
się prawdziwe.
- Co ty tu robisz?! - próbowałem przekrzyczeć hałas walącej się stajni. - Myślałem, że uciekłaś.
- Wróciłam po ciebie! - odparła Alice.
Kucnąłem, a dziewczyna zrobiła to samo.
- Miałem nadzieję, że przeżyjesz.
- Nie chcę by ktoś dla mnie ważny znów zginął.
Zdziwiłem się tym zdaniem. Muszę się przyznać, ale nie znam szczegółów dotyczących jej historii.
Pięknie - przemknęło mi przez głowę. - Zamiast tylko mnie umrzemy oboje.
Zacząłem się szybko rozglądać szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki. Mój
wzrok spoczął na wielkiej dziurze w dachu. Dach był coraz bliżej ziemi,
jednak wciąż za wysoko by wyskoczyć. Zjechałem wzrokiem nieco w dół.
Zwalone belki tworzyły konstrukcje drabiny. Stała tylko na słowo honoru,
ale zawsze coś. Pociągnąłem Alice za rękę i pobiegliśmy zgięci w pół.
Spojrzałem na Alice. Była w formie wilka - rozumiałem, że adrenalina
może zdziałać wszystko.
- Spróbuj się po tych belkach wdrapać na górę. Gdy już będziesz na górze, zrobię to samo.
Alice spojrzała na mnie i raczej mimo woli zaczęła się wspinać. Bałem
się, że niestabilna konstrukcja może w każdej chwili runąć przygniatając
nas. Na szczęście Alice była już bezpieczna na dachu. Zacząłem się sam
wspinać. Ostrożnie zatrzymując się na każdy złowieszczy dźwięk. Dotarłem
jednak w całości i żywy.
Dach zatrząsł się.
- Poszukaj Adonisa - powiedziałem. - Może się przydać na tego faceta z łukiem.
Pobiegliśmy przez dach i zsunęliśmy się na ziemię.
Bezpieczni - w końcu.
Alice skierowała się do lasu - najbardziej prawdopodobne miejsce ucieczki each-uisce.
Facet z łukiem śmiał się patrząc na płonącą stajnię. Wciąż nie było nauczycieli.
Pobiegłem przez dziedziniec w stronę mężczyzny. Poczułem dodatkową woń -
woń krwiopijcy. Skoczyłem na niego, ale ten z prawie niemożliwą
prędkością uchylił się - zdołałem zdjąć mu jedynie kaptur.
Miał szare - prawie białe - włosy. Oczy czerwone. Biło z nich szaleństwo. Uśmiechnął się odsłaniając białe zęby oraz długie kły.
Tak jak myślałem - wampir.
- Zwą mnie Zerowym Łowcą - zakrzyknął mężczyzna. - Moim celem jest zdobycie kilku rzeczy z tej szkoły.
- Skąd wiesz, że to szkoła? Normalni nie...
- Normalni nieznajomi nie wiedzą o jej istnieniu - problem w tym, że
jestem jej były uczniem. Ach... Piękne czasy... A teraz widzę, że jest
na nowo otwarta.
Nie wiem czemu, jednak mam wrażenie, że już go widziałem.
Na dziedzińcu pojawili się nauczyciele. I dyrektorki. Na widok mężczyzny
wszystkie cztery stanęły ja wryte. Jakby zauważyły ducha.
<Alice? Akcja... XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz