Nadszedł dzień balu.
Siedziałam w pokoju. Nie miałam ochoty na wyjście. Wyciągnęłam z szafy moją jedyną sukienkę. Była to sukienka mojej mamy. Powiedziała że będę wiedziała kiedy ją założyć. To był ten dzień. Sukienka nie była nadzwyczajna. Cała czarna z wyciętymi plecami sięgająca do ziemi. Mimo że nie kosztowała tyle co inne sukienki była dla mnie bardzo cenna. Założyłam ją. Teraz jeszcze pozostał jeden problem. Nigdy nie chodziłam w butach na obcasie. Połamię sobie nogi - pomyślałam ale mimo tego założyłam czarne szpilki, które pożyczyła mi jedna z dziewczyn. Upięłam włosy w kok i dorysowałam duże kreski by podkreślić oczy.
-Chyba wyglądam przyzwoicie, co ? - uśmiechnęłam się do sir. Nicolasa.
Wtedy usłyszałam pukanie.
Gdy otworzyłam w drzwiach ujrzałam Chena. Był ubrany w elegancki garnitur.
-No nieźle - skomentował
-Dziękuję. Ty też wyglądasz całkiem przyzwoicie.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Nie był to nasz codzienny wygląd więc ucieszyłam się że chociaż ten jeden dzień możemy się nacieszyć swoją drugą połówką. Gdy szliśmy do sali wiele razy potykałam się o własne nogi. Gdy nastąpiło to ponowie Chen złapał mnie w tali.
-Przepraszam... - spojrzałam mu w oczy - Nigdy nie chodziłam w szpilkach
Chłopak tylko się uśmiechnął. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sali.
-Postaraj się nie zabić na parkiecie - uśmiechnął się i odstawił mnie na ziemię.
-Spróbuję - pocałowałam Chena w policzek i weszliśmy do środka.
<Chen ? :* >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz